poniedziałek, 20 lutego 2012

Rozdział 11

Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, zespół wybrał się na pizzę do pobliskiej knajpy. Wchodząc po spróchniałych, zapadających się schodach, Steven - bo to głównie jemu przeszkadzał wygląd baru, cmoknął z niesmakiem pod nosem. Victoria, najbardziej rozgadana z nich wszystkich, potknęła się o wystającą framugę i zaklnęła cicho pod nosem. Panowie uśmiechnęli się dyskretnie i wkroczyli do środka. Axl rozejrzał się w poszukiwaniu wolnego stolika. Lokal nie był zatłoczony. Większość ludzi odstraszał jego wystrój. Udali się do stolika położonego najbardziej w rogu. Steven z sennym wzrokiem rozejrzał się po knajpie. Barman jakby od niechcenia wycierał już czyste szklanki. Przy stoliku w prawym rogu sali siedział podstarzały mężczyzna otoczony grupą ponętnie wyglądających kobiet. Adler przeniósł wzrok dalej. Stolik obok siedziały 'koleżanki' Izzy'ego. Perkusista nie wiedział czym dokładnie zajmują się zakonnice, ale na pewno nie są cnotliwymi dziewicami wychwalającymi Pana. Przy następnym stoliku, już po lewej stronie, siedzieli młodzi panowie świętujący bodajże wieczór kawalerski. Zachowywali się nieprzyjemnie głośno co ściągało uwagę siedzącego stolik dalej, nie do końca bezpiecznego, pana z wystającą bronią spod płaszcza. Reszta stolików była pusta. Victoria z Duffem poszli zamówić jedzenie i trunki. Chwilę później wracali do stolika z zamówieniem. Po niespełna pół godzinie do baru wkroczyła Triss. Pierwsza zauważyła ją blondynka. Uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i gestem ręki zaprosiła ją do ich stolika. Ruda podeszła, zdjęła płaszcz i usadowiła się pomiędzy dziewczyną, a Izzy'm. Przywitała się z chłopakami i zabrała za konsumowanie jedzenia.
- Cześć kochanie - powiedział Stradlin.
- Siemka - powiedziała Triss wpychając sobie do ust kawałek pizzy.
- Za grosz romantyzmu - skwitował Duff.
- Odpierdol się - powiedział Izzy, i spojrzał na uśmiechającą się z pełną buzią Triss. - Zobacz jaka jest urocza. To wystarczy.
 - Oj przestań, bo się zaraz porzygam - odezwał się Axl.
- Bezuczuciowy kretyn. - Skomentował basista.
- Wybaczcie... Muszę iść do łazienki. Vicky, idziesz ze mną? - Zapytała Triss. Dziewczyna przytaknęła. Razem poszły do malutkiej, obskurnej łazienki. Znajdowały się tam tylko dwie ubikacje, i jedna umywalka. Kafelki na ścianach miały różowy kolor. Jednak nawet jasne barwy nie odratowały tego pomieszczenia. W zasadzie, trudno było nazwać to łazienką... Panie weszły tam z niesmakiem.
- Wcale źle się nie poczułaś, prawda? - spytała blondynka poprawiając włosy.
- Nie, ale... ale tak trochę niezręcznie było powiedzieć im, że muszę iść do pracy...
- Do pracy?
- No tak.
- Jest niedziela...
- W mojej pracy nie liczą się dni tygodnia - odpowiedziała szybko Ruda.
- Jasne - powiedziała druga dziewczyna spoglądając podejrzliwie na towarzyszkę.
- Słuchaj... - wyrwała Triss i odwróciła w stronę Victorii opierając ręce na rozlatującej się umywalce - ja na prawdę musiałam wtedy wyjść. To było coś ważn...
- Gdzie pracujesz do cholery?! - przerwała jej dosadnie blondynka
- Nie mogę powiedzieć - kobieta spuściła wzrok - słuchaj, każdy musi z czegoś żyć.
- Jesteś dziwką?!
- Nie, ja...
- No więc kim kurwa?!
- I tak nie uwierzysz.
- Uwierzę, gadaj.
- Słuchaj na prawdę zależy mi na naszej znajomości. I na znajomości z chłopakami. I z Izzy'm. Jeśli dowiesz się ty...
- ... to Izzy też się dowie, że puszczasz się na prawo i lewo! - dokończyła błędnie Vicky
- Ja się nie puszczam. - głos Rudej był opanowany, wyparty z emocji. Blondynka zdziwiła się trochę, bo przed chwilą jej towarzyszka bardziej siliła się do płaczu niżeli do rozmowy z nią.
- To...
- Jestem płatną zabójczynią.
- Nie rób sobie ze mnie jaj. Nie jestem taka głu...
- Nie robię. Ta kobieta. Ta, o której mówili w telewizji. Ja ją zabiłam. Dostałam zlecenie, i ją zabiłam. - Victoria cofnęła się o krok.
- Na nas też masz zlecenie? - zapytała przerażona.
- Nie, wy jesteście jedynymi, którzy mnie zaakceptowali. Nawet jeśli nie wiedzieli o moim zawodzie. - Ruda uśmiechnęła się smutno - Z mojej strony nic wam nie grozi i możesz być pewna, że ze strony innych zabójców również. Mam jakąś swoją reputacje. Nawet jeśli wybiegniesz i zakończymy swoją znajomość, nie chcę by stała się wam krzywda. Kocham Izzy'ego. Ja..
- Nie wybiegnę. Ja nikomu nie powiem. Ja... Ja cię bardzo polubiłam... Ja boję się, ale miałaś tyle okazji by coś nam zrobić, a ty... a ty nic...
- No tak, przecież mówię... ja... większość ludzi nie chciało się ze mną zadawać. Może przez instynkt samozachowawczy, czy coś. Skoro już kogoś mam... ja... my... My znamy się parę dni, ale ja zakochałam się w Izzy'm. Nie chcę was stracić.
- Ale skoro ty ją zabiłaś, to dlaczego wybiegłaś?
- Bo coś poszło nie tak.
- Nie powiesz mi co, prawda?
- Nie. - Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie. Vicky przytuliła Triss.
- Powinnyśmy już iść. Chłopcy się zaczną martwić - powiedziała Ruda.
- Przestań, są tak pijani, że nawet nie zauważą - powiedziała druga kobieta i obie uśmiechnęły się do siebie szeroko. Wyszły z pomieszczenia, i zaczęły iść w stronę stolika. Jednak nawet tak krótka droga, nie obyła się bez przeszkód. Dziewczyny poczuły ciepłe dłonie na swoich biodrach, oraz przyjemny zapach alkoholu.
- Witam drogie Panie. - Powiedział nieznajomy mężczyzna, i pocałował kolejno obie kobiety w dłoń. - Jestem Sean, a to mój kolega Matt. Jak mają na imię piękne damy? - Ruda pomimo swojego zawodu, na co dzień nie była tak odważna, i wygadana. Victoria wręcz przeciwnie, jednak tym razem, obu paniom wdzięk mężczyzn odebrał pełną kontrolę nad sobą.
- No cześć. Ja jestem Vicky, a to moja kumpela Triss. - Blondynka zaczęła nawijać swoje włosy na palec, zalotnie spoglądając na przystojnych brunetów. Triss nie zachowywała się lepiej. Z nią, było jeszcze gorzej. Przysunęła się do faceta o imieniu Matt, i patrzyła mu głęboko w oczy. Być może zachowanie dziewcząt, było spowodowane wysokoprocentowym alkoholem który wypiły, lub po prostu Matthew i Sean mieli swój niezastąpiony męski urok.
- Chodźcie, postawimy wam drinka. - Powiedział Matt, i puścił oczko do dziewczyn.
- Wybaczcie, ale nie możemy. Nie jesteśmy tutaj same. - Szybko odpowiedziała Vicky.
- Jesteście z koleżankami, tak? Tym lepiej. My też mamy jeszcze kilku kumpli. - Brunet kiwnął głową w kierunku swojego stolika. - Opijamy wieczór kawalerski.
- Ahaa... Czyli już wszystko jasne. Jeżeli myślicie, że jesteśmy kolejnymi głupimi dziwkami, to się kurwa mylicie. Chodź Triss, spadamy stąd. - Blondynka zaczęła iść, ale ktoś trzymał jej rękę. Nie był to nikt inny, jak Sean.
- Dlaczego się tak denerwujesz maleńka? Chcemy się tylko zabawić. Jestem ostatnią noc kawalerem.
- Naprawdę, chuj mnie to obchodzi. I przede wszystkim... Puść mnie!
- Bo co? - Mężczyzna uśmiechnął się łobuzersko. Po tej minie, dało się wyraźnie wywnioskować, że nie ma niskiej samooceny. Wydawało mu się, że wszystkie laski nie mogą mu się oprzeć. Poniekąd... miał rację.
- Chcesz wpierdol, tak?! Myślisz że jak jestem dziewczyną, to co?! Nie umiem się bić?!
- Uspokój się... - Triss złapała Victorię za ramię. - Przecież nic się nie dzieje.
- Jak to kurwa nic się nie dzieje?! On nas traktuje jak szmaty! Nie widzisz tego?!
- Cii... - Sean przyłożył palec do ust blondynki. Puścił jej nadgarstek, i pogłaskał ją po głowie. Nie wiedzieć dlaczego, dziewczyna się uspokoiła. - Lubię agresywne kobiety... W dodatku wiem, że tego chcesz... - Brunet zaczął namiętnie całować dziewczynę. O dziwo, pocałunek był dla obu stron przyjemnym doświadczeniem. Mężczyzna przytulił Vicky. Zsuwał swoje ręce coraz niżej, aż w końcu wylądowały na jej pośladkach... Triss znudziło się bezcelowe patrzenie na świetnie bawiącą się parę. Również postanowiła zaszaleć, i "rzuciła się" na Matt'a. Podobnie jak para stojąca obok, namiętnie się całowali i przytulali. Goście którzy przebywali w knajpie, przyglądali się im uważnie. Traktowali to jak "przedstawienie na żywo".

**********
- Ile one mogą siedzieć w tym kiblu? Przecież to jest nie do wytrzymania... - Powiedział ledwo siedzący Duff, patrząc na chłopaków. 
- Wiecie... Nie chcę was martwić, ale... - Zaczął Axl.
- ...To się zamknij, i nas nie martw. W sumie, kiedy wyszło to jedzenie? - Dokończył basista, patrząc na pusty talerz po pizzy.
- Ale to naprawdę ważne! - Powiedział głośno rudy.
- Powiedziałem! Cii! 
- Nie wkurwiaj mnie chuju, tylko się odwróć! Ty Izzy też! 
- Z kim ona się tam liże po kątach?! Ona taka nie jest! To na pewno on ją zmusił! Zaraz dostanie wpierdol! - Wykrzyczał Duff. Podwinął rękawy, i ruszył w stronę całujących się par.  Izzy zrobił to samo. 
- Popierdoliło was skurwiele do reszty?! Co, wy nie wiecie że te damy mają facetów?! - Ponownie wydarł się Duff, tym razem dodatkowo szarpiąc Sean'a.
- Spokojnie... Zostaw go. - Odezwał się opanowanym głosem Matt.
- A ty to niby kurwa kim jesteś?! Jakim prawem liżesz się z moją laską?! - Pozornie grzeczny gitarzysta,        
  uwolnił gniew, który w sobie tłumił. Popchnął bruneta tak, że wylądował na kobiecie, która właśnie wychodziła z damskiej łazienki. Sean wybuchnął śmiechem. Najwidoczniej rozbawiło go, iż jego kolega nawet nie podjął próby obrony.
- A ty z czego się śmiejesz skurwielu?! - Wykrzyczał mu w oczy wkurwiony basista, i uderzył go w twarz. W efekcie ponętny brunet zakończył wieczór kawalerski swojego kumpla, z obitą mordą, i bez kilku zębów... Gitarzyści objęli swoje dziewczyny, kiwnęli do reszty zespołu, i wrócili do domu. Kiedy już dotarli do celu, grzecznie udali się do swoich sypialni, jakby nic istotnego się dzisiaj nie wydarzyło.

1 komentarz:

Kat pisze...

Clyde, Clyde, Clyde... napisz coś w końcu! xDD