Vicky, bo tak miała na imię wybranka Duff'a, obudziła się w ramionach basisty. Oboje znajdowali się w jego pokoju. Było już koło południa. Blondyn jeszcze spał, więc dziewczyna postanowiła go delikatnie obudzić. Zaczęła całować jego wargi, jednak chłopak tylko słodko pomrukiwał. Victoria bardziej się w niego wtuliła i jeszcze raz go pocałowała. Duff, który trzymał rękę na jej talii, przesunął ją niżej.
- O ty, już nie śpisz. - Powiedziała dziewczyna i odsunęła się od basisty. Ale on z powrotem ją do siebie przycisnął. Vicky położyła się na klacie Duffiego. Chłopak zaczął ją głaskać po głowie.
- Jest ktoś w domu? - Zapytał Duff.
- Nie jestem pewna, ale chyba kogoś słyszałam. - Odpowiedziała. Nagle do pokoju wparował Izzy.
- Puka się, ignorancie. - Odezwał się basista.
- Sorry, myślałem że jesteś sam. Ale chyba nie przeszkadzam? - Blondyn spojrzał na prawie nagą dziewczynę i odpowiedział:
- Nie, wcale. Spieprzaj stąd Izzy! - Brunet posłusznie wyszedł z pokoju. Nie umiał znaleźć dla siebie miejsca w domu. Duff razem ze swoją nową dziewczyną lizał się w pokoju, Axl spał w swojej sypialni z dziewczyną której pewnie nawet nie znał imienia. Steven leżał gdzieś pijany, a Slash'a nie umiał odnaleźć. Poszedł więc na strych. Razem z Saul'em przechowywał tam gitary. Było to według nich najbezpieczniejsze miejsce w tym wielkim domu. Kiedy wszedł do pomieszczenia, z nadzieją że uda mu się tam zrelaksować, zauważył swoją zgubę. Gitarzysta właśnie ściągał czerwony, koronkowy stanik Tiffany. Slash zawsze dostawał to, czego chciał, (a tej dziewczyny chciał bardzo) ale nigdy nie tak szybko. Izzy nawet nie został zauważony. Wyszedł stamtąd jak najszybciej tylko umiał. Miał dość obściskujących się par. Już zupełnie nie miał gdzie się podziać. Brakowało mu ludzi, z którymi mógłby porozmawiać o czymś innymi niż alkohol, gitary, czy panienki. Bardzo lubił te tematy, ale ileż można? Każdemu w końcu się znudzi.
Zdesperowany chłopak, poszedł do kuchni. Wziął z szafki paczkę ciastek, i razem ze swoją zdobyczą, przemieścił się do salonu. Zdziwił się, ale na kanapie siedziała jego ulubiona w tym domu, para gołąbeczków. Nie chcąc im przeszkadzać, usiadł na dywanie za sofą. Ta kanapa była wielka. Zaprojektowana specjalnie dla Guns'ów. Ogromna, sześcioosobowa. Co prawda, było ich tylko pięciu, ale nie lubili siedzieć w ścisku, więc zamówili większą. W każdym bądź razie, za sofą było dość przytulnie. W ścianę był wbudowany kominek. Było przyjemnie ciepło. Każdy lubił spędzać tam czas.
- Izzy, nie bój się. Ciebie nie będę całował. Chodź tu. - Powiedział Duff, obejmujący Victorię.
- Nie chciałem wam przerywać tej jak że romantycznej chwili... - odpowiedział brunet. Chwilę później dostosował się do zaleceń kolegi, i usiadł na fotelu umieszczonym po prawej stronie telewizora.
- No powiedz. Co ode mnie chciałeś, kiedy wtargnąłeś do naszego pokoju?
- Waszego? Z resztą nieważne... Wtedy w sumie nic, ale teraz mam do Ciebie sprawę. Chodź na chwilę do kuchni. Musimy pogadać w cztery oczy. - McKagan wstał, i tuż za Stradlin'em, udał się do kuchni.
- Duff, no bo wiesz... Pamiętasz Tiffany?
- Oczywiście że pamiętam.
- Widziałem jak Slash ściągał jej stanik.
- Aha. Teraz to i tak bez znaczenia. Jestem w szczęśliwym związku.
- Stary... Znasz tę dziewczynę od niecałej doby. To, że dobrze się pieprzy, i jest cholernie seksowna, nie znaczy że jest w porządku. Zdajesz sobie sprawę, że kobieta to nie tylko fajna dupa? Ona naprawdę będzie z nami mieszkała? Jak ma na imię? Nawet mi jej nie przedstawiłeś...
- Jej imię to Victoria. Tak, będzie z nami mieszkała. Izzy, odpierdol się od niej. Jestem dorosły. Uwierz mi, że przez te kilka godzin w łóżku, zdążyłem ją dobrze poznać. Kocham ją, a ona kocha mnie. Powiem Ci to jeszcze raz. ODPIERDOL SIE. Dam sobie radę.
1 komentarz:
Pisz dalej, jest ok :)
Prześlij komentarz