wtorek, 13 marca 2012

Rozdział 13

- Dobra... Ja się w to nie mieszam. - Powiedział spokojnie Izzy, i wstał z krzesła stojącego przy stoliku  w kuchni. Po chwili wyszedł z pokoju.
- Jak wy to zrobiliście? - Powiedział w miarę opanowanym głosem McKagan, i spojrzał na rozbite butelki Jack'a Daniels'a. Było ich około dziesięciu. Saul robił sobie zapasy na czarną godzinę. - Nie chcę się wtrącać... Ale wy wiecie, że jak Slash się o tym dowie, to wa..
- Jak o czym się dowiem? - Przerwał w połowie słowa Hudson, z uśmiechem wchodząc do pomieszczenia. - Do kurwy nędzy! Który z was skurwiele to zrobił?! - Wywrzeszczał gitarzysta, zauważając potłuczone butelki i rozlanego Jack'a. Zapanowała cisza. - Już zdążyliście zjebać mi dzień!
- Tak... To może my też już pójdziemy. - Powiedział cicho Duff i pociągnął za sobą Victorię w stronę wyjścia. W pomieszczeniu został tylko Slash, Axl i Steven.
- No więc... To my. - Wybełkotał Steven.
-  Żartujesz?! Nie miałem pojęcia! W ogóle się tego nie spodziewałem!- Wykrzyczał sarkastycznym tonem brunet, jednocześnie kopiąc w szafkę.
- Tak jakoś wyszło...
- Tak jakoś?! Zdajesz sobie sprawę, że kiedyś możemy zbankrutować?! Któregoś pięknego słonecznego jebanego dnia, kiedy nie będziesz się niczego spodziewał, jakiś psychopata porwie twoją dziewczynę. Pomińmy fakt, iż owej damy nie masz, ale być może spotka Cię ten zaszczyt... W każdym bądź razie... Ten kretyn, zarząda bardzo wysokiego okupu. Będzie Cię na niego stać, owszem. Z miłości do pięknej niewiasty, go wykupisz. Ale wydasz wszystkie pieniądze jakie posiadasz. Jesteś alkoholikiem, więc nie wytrzymasz długo bez procentów. Wtedy przyszedłbyś do mnie. Starego kumpla Slash'a. Mam dobre serce, więc podarowałbym Ci butelkę Daniels'a. Teraz uważaj... STŁUKLIŚCIE MOJEGO JACK'A! NIE DAM CI GO, BO NIE MAM! UMRZESZ Z PRAGNIENIA ALKOHOLOWEGO! JUŻ PO TOBIE! - Gitarzysta trzasnął drzwiami, i wyszedł z kuchni.
- Nawet dobrze to zniósł... Przynajmniej Cię nie pobił. - Odezwał się Axl.
- Tak... Spodziewałem się czegoś o wiele gorszego.
- Teraz poważnie, to co robimy z tą sprawą?
- Jak to co? Nic.
- Wiesz, jak mu zależy na tym whiskey...
- Nagle teraz zaczęły Cię obchodzić jego uczucia?! Jakoś kiedy zabijałeś jego węża, o tym nie pomyślałeś!
- Nie wypominaj mi tej sprawy! Dobrze wiesz, że zrobiłem to przypadkiem!
- No tak... Bo przecież każdemu może się zdarzyć podanie tabletek wężowi! - Ironicznie wykrzyczał Adler.
- Masz jakiś problemu chuju?! - Rose popchnął Steven'a na lodówkę.
- Tak się składa, że mam!
- No to super!
- Super!
- SUUPER! Spierdalaj... - Wokalista wyszedł z pomieszczenia.
_____________________
Komentarz? Jakikolwiek znak życia?
Bardzo was o to proszę :)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

"spojrzał się" - popraw to na zwykłe "spojrzał", "spojrzał się" jest niepoprawną, zbyt kolokwialną formą.
Czuję się jak geniusz normalnie.
A co do rozdziału - Chyba jeszcze krótszy niż nasze (tu M.), ale jest ok! :D
Spodobało mi się określenie "słonecznego jebanego dnia" o.o

Clyde pisze...

Dziękuję za komentarz, i słuszną uwagę. Zmieniłam :)