- Slash... Obudź się. - Powiedział Axl potrząsając śpiącym gitarzystą. - Nie śpij. Muszę Ci coś powiedzieć.
- Czego chcesz?! W ogóle, co robisz w moim pokoju?! - Saul usiadł, zepchnął siedzącego na jego łóżku Axl'a, i pogłaskał swojego węża, który leżał tuż obok niego. - Nigdy więcej nie siadaj na moim łóżku. Pozabijasz mi węże. - Powiedział brunet, nadal pieszcząc swojego pupila.
- Ta... Jasne. - Odpowiedział Axl, patrząc na gada leżącego na łóżku jego przyjaciela. - Dobra. Wracając do tego... Po co Cię budziłem... Duff i ta jego nowa laska od kilkunastu godzin nie wychodzą z pokoju. Co oni tam robią tyle czasu? Na pewno nie rozmawiają... Z pewnością też się nie piep - Slash przerwał mu w połowie słowa.
- Uspokój się, dobra? Zacznijmy od tego, co Cię to obchodzi? Jest doro... Jest pełnoletni. Może robić co chce. Poza tym, ty wcale krócej w tym swoim pokoiku nie siedzisz. Potrafisz przez ponad tydzień się do nikogo nie odzywać... Także, lepiej milcz w tej sprawie. - Gitarzysta przerwał dopieszczanie swojego pupila, i spojrzał na Axl'a. - Poza tym... Spierdalaj. Chcę się ubrać. - Wokalista posłusznie wstał, i wyszedł z pomieszczenia. Ruszył w stronę pokoju Duff'a. Zapukał do drzwi, i bez pozwolenia wszedł do sypialni. Jednak nikogo tam nie zastał.
- Gdzie oni kurwa są?! - Zaskoczony Rose, pobiegł z powrotem do pokoju Slash'a. Już miał wchodzić, kiedy przypomniało mu się, że jego przyjaciel w przeciwieństwie do niego, ceni sobie prywatność, i właśnie się przebiera. Postanowił zapukać... a raczej walić w drzwi.
- Slash! Slash! Otwórz te jebane drzwi!
- O co Ci znowu chodzi świrusie? - Tym razem, już ubrany Saul, wyszedł na korytarz.
- Ich nie ma w tym pokoju. Pewnie Duff ją w sobie rozkochał, porwał gdzieś, i teraz będzie się nad nią znęcał. Tyle razy mówiłem mu, żeby nie brał ze mnie przykładu.
- Co?! Czego ty się znowu naćpałeś?! Nie kupuj prochów od Izzy'ego, on sprzedaje jakieś gówno. - Gitarzysta zapukał do drzwi bruneta, który od razu je otworzył.
- No. - Odezwał się Izzy.
- Co no? Mówiłem Ci, żebyś nie dawał nikomu z ekipy tych twoich zasranych tabletek! Jak możesz tak truć kumpli?! Axl znowu gada od rzeczy. - Powiedział Slash.
- Przecież nic nikomu nie dawałem! Odpierdol się! Poza tym... On nigdy nie wie co gada.
- Kurwa! Koniec tego! Nie będziecie mnie chuje nazywali świrusem! Wiem co mówię. Chodźcie za mną. - Wokalista zaczął iść w stronę pokoju basisty. Gitarzyści poszli za nim. Axl otworzył drzwi od sypialni Duff'a.
- No i co?! Mówiłem wam?! Nikogo tu nie ma! Nikogo!
- Dobra... Może tym razem miałeś rację. - Powiedział Slash, rozglądając się po pokoju. - W sumie... Nie ma tu nic nadzwyczajnego. Nawet gdybyś chciał coś znaleźć, pewnie natkniesz się tylko na fajki, alkohol, nowe i zużyte prezerwatywy. Nic ciekawego. To samo znajdziesz w każdej części tego domu... Na prawdę, nie wiem gdzie zniknęli.... Ej! Widzieliście dzisiaj Stevena?! Może poszedł z nimi?
- Nie poszedł... Ja go widziałem. Leży w łazience. - Odpowiedział Izzy.
- Można się było tego domyślić... Wracając do Duff'a i tej jego laski... Jak ona ma tak w ogóle na imię? Wie ktoś? Z resztą, nieważne... Idę ich szukać. - Powiedział Axl, i skierował się w stronę drzwi.
- Jak mi to Duff wyraźnie powiedział, jej imię to VICTORIA. Czekaj! Idę z tobą. - Izzy poszedł za wokalistą. Slash spojrzał się na perkusistę, który obijając się o ściany, właśnie wyszedł z łazienki.
- Co mi tam... Czekajcie! - Krzyknął Saul, i pobiegł za kolegami.
1 komentarz:
śmieszno dziwny ten rozdział. i bardzo bardzo krótki. nie piszesz przez tyle czasu, a później wstawiasz takie coś choćby nic, ale jednak coś c: jak rozumiem następny rozdział jutro, tak?!
Prześlij komentarz